Rynek ropy nadal pozostaje w stanie zawieszenia – z jednej strony osłabienie dolara sprzyja wzrostom cen, z drugiej jednak seria obniżonych prognoz popytu studzi nastroje inwestorów. Notowania wróciły do poziomów sprzed tygodnia, ale tym razem w otoczeniu rosnącej niepewności.
Czynniki fundamentalne: mniej optymizmu, więcej ostrożności
Główną przyczyną presji spadkowej są korekty prognoz popytu – Międzynarodowa Agencja Energetyczna, EIA oraz zazwyczaj bardziej optymistyczny OPEC jednogłośnie obniżyły swoje oczekiwania co do wzrostu zapotrzebowania na ropę w 2025 roku.
W ciągu ostatniego tygodnia MAE zredukowała prognozę niemal o jedną trzecią – z 1,03 mln do 730 tys. baryłek dziennie. Na 2026 rok zakłada się jeszcze niższe tempo – 690 tys. baryłek dziennie. Dla uczestników rynku to jasny sygnał: przez najbliższe lata nie należy spodziewać się dynamicznej hossy na ropie.
Instytucje finansowe również przyjmują ostrożniejsze stanowisko. J.P. Morgan, podobnie jak Goldman Sachs, obniżył swoją prognozę dla Brent na 2025 rok do poziomu 66 USD w porównaniu z wcześniejszą prognozą na poziomie 73 USD, a na 2026 rok – do zaledwie 58 USD. Gunvor Group – jeden z czołowych uczestników rynku fizycznego – uznał poziom 60 USD za "przesadną reakcję" i skrytykował założenia o braku wzrostu popytu. Według firmy nawet przy utrzymujących się napięciach geopolitycznych i barierach handlowych, perspektywy wzrostu wciąż pozostają realne i nie powinny być ignorowane przez rynek.
Tymczasem inwestorzy patrzą wyłącznie na dane, które obecnie sugerują ostrożność.
Z technicznego punktu widzenia Brent nadal konsoliduje się w zakresie 63–66 USD – to klasyczna strefa niepewności, w której strona podażowa nie może przebić wsparcia, a kupujący nie mają wystarczającego impulsu do wybicia w górę.
Poziom 63 USD pełni obecnie funkcję solidnego wsparcia – przy każdej fali wyprzedaży cena wraca właśnie tam. Z kolei obszar 66 USD pozostaje silnym oporem – każdy ruch w tym kierunku spotyka się z natychmiastową realizacją zysków.
Dopóki rynek nie otrzyma wyraźnego impulsu – czy to z przełomowych rozmów USA–Iran, czy z nieoczekiwanych danych o zapasach – Brent może nadal poruszać się w ograniczonym zakresie, czekając na klarowny sygnał do zmiany kierunku.
Gaz ziemny
Na tle stagnacji na rynku ropy gaz ziemny coraz częściej przyciąga uwagę. Amerykańskie kontrakty terminowe na gaz spadły do linii wsparcia z sierpnia 2024 roku.
Zlokalizowanie tego wsparcia w pobliżu 200-dniowej średniej kroczącej nadaje mu strategiczny charakter — to poziom, który dla wielu uczestników rynku stanowi granicę między utrzymaniem trendu a jego potencjalnym załamaniem. W przypadku skutecznego odbicia kolejne strefy oporu znajdują się w pobliżu 3,470 USD, 3,624 USD oraz 3,852 USD.
Fundamenty rynku gazu są z pozoru sprzeczne. Z jednej strony popyt na ogrzewanie spada w wyniku wyjątkowo ciepłej wiosny – klimat wciąż sprzyja niedźwiedziom. Z drugiej strony USA osiągają rekordy w eksporcie LNG – 16,3 mld stóp sześciennych dziennie, co stanowi najwyższy poziom w historii. Wzrost dostaw to efekt uruchomienia nowego terminala w Luizjanie, a w połączeniu z rosnącym wydobyciem gazu, które osiągnęło rekordowe 107,4 mld stóp dziennie, co stanowi kolejny rekord) daje rynkowi solidne wsparcie.
Paradoks polega na tym, że pomimo słabego popytu wewnętrznego eksport równoważy sytuację. Podczas gdy notowania ropy kontynuują ruch boczny, nie wykazując wyraźnych impulsów, gaz ziemny balansuje na granicy potencjalnego zwrotu. Przebicie poziomu 3,47 USD może być impulsem do rozpoczęcia nowej fazy wzrostowej, Zwłaszcza jeśli eksport LNG utrzyma tendencję wzrostową, a warunki pogodowe zaskoczą spadkiem temperatur.
Obecna sytuacja na rynku surowców energetycznych przypomina partię szachów w fazie środkowej – wszystkie figury są już rozstawione, napięcie rośnie – ale decydujące ruchy dopiero przed nami. Ten, kto jako pierwszy zdecyduje się na odważny ruch, może przejąć inicjatywę.
Na razie kluczowe punkty to 63 USD za baryłkę ropy i 3,29 USD za milion BTU gazu.